Wednesday, May 11, 2016

Needed me

Chciałabym podziękować  każdej osobie, która poświęciła swoje 2.5min by obejrzeć mój ostatni projekt. Oczywiście moja wizja nie zostałaby tak wspaniale zrealizowana, gdyby nie dobry kamerzysta i montaż (JINX PRODUCTION) i gdyby nie tancerki, które zaangażowały się i wystąpiły razem ze mną.



Tak sobie myślę nad tym, że często się spotykam z nie docenieniem zawodu tancerza bądź choreografa, nauczyciela tańca. W Polsce nie jest to odbierane jako zawód a raczej jakiś podzawód lub dodatek do życia. Kilka razy spotkałam się z opinią, że sobie gdzieś tam skaczę i jeszcze dostaję za to pieniądze, że mam lekkie życie. I kiedyś to próbowałam tłumaczyć ludziom... wyjaśniać, ale to nie ma sensu. Teraz już tylko mogę się uśmiechnąć i zamilczeć, gdy taka osoba (jak dla mnie albo nieświadoma albo idiota) komentuje tak na prawdę całe moje życie. Niedocenienie... jest jednym z głównych problemów wśród ludzi od lat. Jeżeli czujemy, że coś robimy dobrze, albo nawet staramy się z całych sił a ktoś nas depcze, krytykuje, nie płaci należycie albo wyśmiewa - to uczucie jest jednym z tych, które doprowadzają ludzi w dołek emocjonalny, w poczucie bezsilności, w poczucie, że do niczego się nie nadają. Tylko nieliczni stają do dalszej walki. Chciałabym wam opisać w skrócie na własnym przykładzie co to jest praca tancerza.
Zaczynając jako 7 letnia dziewczyna w klubie Tańca Towarzyskiego nigdy nie spodziewałabym się, że taniec to TO, czym zajmę się w przyszłości na poważnie. Zawsze szukałam drugiego planu... chciałam być prawnikiem, notariuszem, dziennikarką, pogodynką, wykładowcą (?!), projektantką wnętrz.... i dopiero w wieku 20 lat zdałam sobie sprawę, że szukam czegoś, co tak na prawdę mam już od 13lat koło siebie. Czyli taniec. Te moje "lekkie życie" polegało już od małego na treningach, wyjazdach, poświęcenie rodziców i ich inwestycja w miarę możliwości. Wysokie koszta związane z tańcem towarzyskim sprawiły, że zmieniłam klub i taniec na - hip hop. To były młode lata, kiedy po prostu szło się na trening i tańczyło, ale już wtedy ambicja taneczna czasem była ponad ambicją wysokich ocen w szkole. Matury zdane na 94%,94%, 76% - do tej pory nie przyniosły mi ani złotówki.

Nigdy nie myślałam, że będę zarabiać z tańca... całe życie była to jedna wielka inwestycja. Zajęcia taneczne, stroje, prywatne klasy, wyjazdy, szkolenia dodatkowe. Wyjeżdżając za granicę i pracując na dwie zmiany plus trzecia dorywcza i ciągnąc szkołę taneczną, gdy mówicie mi że mam lekkie życie to mam ochotę buchnąć rykiem. Oczywiście, że swoje mogę tu wypisać, ale nikt nie poczuje tego na własnej skórze, póki sami nie przeszlibyście przez swoją szkołę życia w wieku 20/21 lat. Na taki krok zdecydowałam się tylko i wyłącznie ze względu na to, że chciałam tańczyć. Że chciałam szkolić się od najlepszych. Pieniądze, które były potrzebne musiałam zarobić sama. A za słowem zarobić stoi: zmęczenie, wykończenie, przepracowanie, ból, łzy i bezsilność. Te same słowa możemy wpasować w taniec. Tancerze zmagają się i będą się zmagać zawsze. Z ocenianiem, niesamowitym stresem, selekcją. Ludzie ocenią ludzi na każdym kroku. Przeważnie robią to w myślach, może potem w plotkach z kumpelą. Tancerze wystawiani są na jawną ocenę. Od zwykłego treningu po casting, na którym selekcja następuję jak wybieranie ładnego pomidora w sklepie. A na taniec składa się mnóstwo elementów: technika, muzykalność, precyzja, siła, kondycja, energia, izolacja ciała, rozciągnięcie, szybkie zapamiętywanie kroków, wykonanie... a potem charakter sceniczny, charyzma, wyraz artystyczny. Na poważnym castingu tancerz musi złożyć w kilka minut te wszystkie elementy i pokazać się od najlepszej strony. Walka ze stresem i swoimi słabościami to największa bitwa, którą przeprowadzam za każdym razem w tak ważnym momencie. Dlatego nie mów mi, że sobie gdzieś tam skaczę za pieniądze, bo droga jaką przebyłam by móc tak skakać jest przepłacona hektolitrami potu i łez.
Marzenia, które były w mojej głowie doprowadziły mnie do najszczęśliwszych chwil w moim życiu. Bo gdybym nie kochała tego zmęczenia na parkiecie pewnie dawno rzuciłabym to w cholerę. Nie da rady katować się w taki sposób bez pasji i chęci. Na szczęście to nie koniec. Za 1.5 miesiąca będę ponownie za oceanem realizować kolejne plany, których nie udało mi się osiągnąć wcześniej. Ponownie porywam się na niemożliwe, ale mój upór nie pozwala mi się tak łatwo poddać. Oczywiście jest wiele osób, które mnie wspiera i mi kibicuję i pewnie wiele, które stuka się w głowę kiedy czyta np. taki mój post. Na szczęście na was nie zwracam uwagi. Innym dziękuję, bo każde dobre słowo to wielki uśmiech na mojej twarzy i kolejna pozytywna myśl w mojej głowie, że to ma sens.



Zapraszam do obejrzenia mojego ostatniego nagrania. Nie jest to czysta choreografia, ale też mała historia przedstawiona w ruchach, która kończy pewien mój rozdział w życiu.
Czysta karta przede mną i wiele nowych możliwości....
a jak jest u Ciebie?

https://www.youtube.com/watch?v=2kczyNicg1A&feature=youtu.be


my1way2 <3


1 comment:

kozikowskiadventure said...

Świetny wpis. Z serca.
3mam kciuki.
Piter